Do Izmiru docieramy rano, koło 8. Ładujemy telefon i laptopa w kawiarni gdzie pijemy czaj. Mamy w esemesie dokąd mamy jechać i jak się kierować więc po umyciu w kawiarnianym kiblu ruszamy! Jak się później okazuje nieco daremnie….
Mieliśmy nagrane 3 noclegi. Wybraliśmy jeden z nich, kolesie mieli jeszcze być w domu jak przyjedziemy. No w każdym razie nie byli. Pozostali też pracowali do 18 i generalnie nie mieliśmy się gdzie podziać…
Byliśmy już pod domem Ozana u którego mieliśmy zostać na noc. Pomyśleliśmy, skoro siedzi w pracy do 18, zostawimy gdzieś plecak i lecimy w miasto. Obok jego klatki jest biuro nieruchomości, gadamy tam z facetem, zostawiamy torbę i jedziemy dalej. Chcieliśmy tu zwiedzić okolicę: Efez, Troję i Pergamon. Bo wnikliwszym rozeznaniu doszliśmy do wniosku, że właściwie tylko Efez jest warty zobaczenia. Troja to tylko duży koń w mieście a Bergama jest tak daleko, że cały dzień jechać by zobaczyć bramę uznaliśmy za bezsensowne…
Jest 12. Decydujemy się na Efez – to podobno wycieczka na pół dnia zwiedzania. Za 8 jedziemy z Otogara (główny PKS) na jakąś wioskę, tam za kolejną 2 ruszamy na Efez. Wejście kosztuje 20 TR. Zbiera się niezła sumka ale co jak co, miejsce jest godne zobaczenia! Mamy pozostałości po Grekach, pozostałości po całkiem niezłym mieście które w momencie największej świetności liczyło 300 tyś mieszkańców. Później brak dostępu do wody, malaria i miasto praktycznie wymarło…
Jest nam gorąco. Znajdujemy drzewo, jest cień, kładziemy się na godzinkę. Tęsknimy za wodą i tureckimi miastami bezpośrednio nad morzem. No ale nic, chodzimy jeszcze godzinkę i zawijamy w Izmir…
Na miejscu spotykamy się z Ozanem i jego kumplem. Razem mieszkają, razem pracują, bierzemy ich za geji początkowo. Nie trafiamy:) Po pierwszym od 3 dni myciu lecimy na doł. Chłopaki mieszkają w studenckiej dzielnicy. Same lokale, puby, bary i imprezowanie na ulicach. No i ceny są okej! Jemy kebaba na dole. Pełno młodych ludzi nas mija. Atmosfera jest faktycznie typowo studencka, no i słychać gdzie niegdzie angielski. Dalej ruszamy w bar, walimy parę piwek i wracamy spać.