Jako, że postanowiliśmy jechać do Kapadocji idziemy z rana do biura podróży które jest parę bloków dalej. Facet po angielsku nie mówi ale dało się zrozumieć, że busy to tylko z centrum tam jeżdżą. Wracamy do domu, planujemy trasę, pakujemy się i lecimy po południu na dworzec. Dworzec jest mega wielki. Ma 3 poziomy, dużo platform i non stop ze 200 busów wjeżdzającyh i wyjeżdżających. Co nam się w Turcji podoba, nie ma jednego przewoźnika. Nie ma monopolu na komunikacje jak w Polsce gdzie niby wiele PKS a suma summarum każdy taki sam. Tu mamy ponad 200 stanowisk – firm. Każda ma swoje ceny, autobusy rozkłady jazdy. Znajdujemy jedną firmę co całkiem niedługo jedzie w naszą stronę. Bilet 30 TR. Pociąg by wyszedł ze 12 TR ale dostać się znów na PKP to kłopot, nie wiadomo czy będą jeszcze bilety(tak tak, to nie Polska, jak wszystkie bilety pójdą to dalej już nie sprzedają, nie ma stania w pociągach!) no i sam pociąg jechałby 8 godzin zamiast 4. Czekamy więc na autobus. Widząc inne stojące na platformach (ponad 50 ruszało co 20-30 minut) wiemy, że lipy nie będzie. Każdy 2-3 letni, na pełnym wypasie. W końcu jest i nasz. Jest ładnie i czysto. Pachnie właściwie. Na każdym siedzeniu poduszka pod głowę, fotele regulowane i rozkładane, 3 telewizory, klima. Ruszamy. Oprócz 2 kierowców mamy 2 pilotów chodzących non stop po autobusie. A to napoje wlewają, to kawka, herbatka, ciasteczko, co jakiś czas dezynfekują podłogę w autobusie! No co jak co, ale taka prywatyzacja to i w Polsce by się przydała. Tu każdy się stara, bo jak nie, klienta traci. U nas jak nie PKS to PKP, czyli z deszczu pod rynnę. Tu na samej stacji kilkudziesięciu przewoźników którzy konkurować muszą. I to jest zdrowa konkurencja. Zdrowe zabieganie o klienta. Tu faktycznie nasz klient, nasz pan…