Dzisiaj jest dobrze. Zostajemy w domu co jest jednoznaczne ze snem. Wstajemy po 14. Dzień nam mija niemal w całości prze kompem. Planujemy trase, co i jak jechać dalej. Sprzątamy chate, pierzemy rzeczy i przepakowujemy się. Zdecydowaliśmy się jechać dalej w Turcje. Zaczynamy od Kapadocji a ruszamy przez Ankarę. Mamy chate w Stambule wiec wiekszosc rzeczy zostawiamy. Pakujemy tylko troche ciuchow, spiwory i sprzet. Zawsze 30 kilo mniej do noszenia. Jedziemy na dworzec. Nie jest to rzecz łatwa. Musimy dotrzeć na azjatycką stronę, pytamy o droge, czasu mamy mało. Jeden facet koło 30 mówi troche po angielsku, odprowadza nas na przystanek i mówi jak jechać. W busie ktoś inny mówi gdzie wysiąść.Jeśli chodzi o angielski w Turcji to sytuacja podobna do tej w Polsce. Niby w szkole mają a i tak nikt nie mówi...
Jesteśmy na dworcu. OKazuje się, że jest on vis a vis miejsca gdzie był CS event noc wcześniej. Kupujemy bilet. I tu sprawa pociągów. Gadamy z turkami. Podobno każdy pociąg ma bardzo podobny standart. Ceną różnią się dość znacznie. My o tej porze mamy tylko jeden. Kosztuje 22,5 TR - mowa o studenckim. Najtansze bilety chodziło jakoś kolo 12 ale pare godzin wcześniej co byłoby bez sensu bo jak się później wydostać w środku nocy z Ankary. No ale bilety już kupione. Do odjazdu 2 godziny. Pociąg stoi więc się pakujemy. W środku jak u nas 1 klasa w Inter City. KLima, osobne, regulowane fotele. Miejsca numerowane (i faktycznie każdy siedzi tak jak na bilecie) Z czasem pociąg się zapełnia i jedziemy właściwie na full. Przed startem szybki Durum do jedzenia i lecimy. No wlasciwie to nie lecimy. 400 km w ponad 7 godzin:/ Ale standart wysoki jazdy wiec nie narzekamy. Docieramy do Ankary przed 8 rano...